Jedną nogą jestem dalej na obozie... O tym, że było super, już pisałam, ale obiecałam wspomnieć coś niecoś więcej o pieczeniu chleba w warunkach obozowych. Nie pytajcie mnie o dokładny przepis. Mniej więcej to było odrobina dobrej woli, łyżka wyobraźni i jak się zrobiło ciemno to chrupaliśmy delikatnie zbyt mocno przypieczony chleb z masłem! Cudowny! Ależ mi ta akcja sprawiła radości... Internet działał jak działał, więc o pełnym przepisie (jakimkolwiek) zapomniałam, wygrzebałam za to z pamięci, to co wydawało mi się potrzebne i jakoś poszło, bez wagi, miarki, określonej temperatury. Główny organizator całej akcji - Tadek, dzielnie upychał bochenki w glinianym, wąskim piecu ... Chwile udało się uwiecznić, dzięki licznej obecności fotoreporterów, którym serdecznie dziękuję ;-) Oj, fajnie było!
Wielkie brawa Gosienko!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Zwinna akcja :D
OdpowiedzUsuńtyle chlebów sie robi, a jak człowiekowi przyjdzie na pamięc przepis wyrecytowac to nagle pustka w głowie hehe
ale wyszło świetnie i piec taki, no sama bym chciała spróbowac !!
Dzięki dziewczyny, i czekam niecierpliwie na kolejne pieczenie z Wami!
OdpowiedzUsuńChleb był niesamowity. Trochę masła, które się od razu rozpuszcza i gwarantowane niebo w środku lasu.
OdpowiedzUsuńZa rok rezerwujemy sobie warsztaty z wypiekania. Zuchy będą zachwycone.
A, i właśnie zdobyłaś nową fankę bloga. Obiecuję regularnie śledzić nowe wpisy
Pozdrawiam
Ola Zet
Będzie mi niezwykle miło zyskać nową czytelniczkę :-)
OdpowiedzUsuń