czwartek, 24 maja 2012

Przepiśnik w letnim stylu i kilka słów o planowaniu

Grunt to dobry plan! Ba! Dobry plan to już połowa sukcesu, że tak pozwolę sobie napisać!
No to miałam i ja plan. Dopracowany, spisany na karteczce, bo i praca, i dzieci, i spotkań kilka, no i jeszcze kilka innych misji życiowych klarowało się na moim życiowym horyzoncie w perspektywie najbliższego tygodnia. Ale dumna z siebie była. Że ho, ho, bo tu tyle spraw, a ja wszystko ogarnięte i stoicki spokój w głowie. No i jaka byłam dumna, taka i głupia, że nic mi w tym nie przeszkodzi... ;-) Na dobry początek rozwalania mojego terminarza Lena uraczyła mnie w poniedziałkowy poranek gorączką. Chwilowa panika, kilka telefonów. Ufff... sytuacja opanowana, wdrażamy plan dalej. O naiwności!!! Zaplanowałam sobie bowiem szybciutko, że to jednodniowy wirusik, ot taki mały, malusieńki. Najwyżej do środy będą z powrotem w przedszkolu. A tu minął dzień, statystyki wskazywały, że choruje o 100% więcej członków mojej rodziny, niż w poniedziałek. Patrz Hubert dołączył do siostrzyczki. Nocka zarwana, plan się sypie, ale nic to, jeszcze się wszystko poprzestawia ;-) No cóż, po trzech dniach chorowania i zaginięciu mojego telefonu komórkowego (mam pewne podejrzenia, że ktoś mu pomógł zaginąć), miałam okazję się przekonać jak ciężko w obecnych czasach i w sytuacji nagłych zmian obejść się bez tego sprzętu. Potem jeszcze, tak już na dokładeczkę (niech będzie i akcent krakowski) krótki wirus moich dzieci okazał się szkarlatyną i kolejna noc okazała się z lekka bezsenną. A plany, jak to plany, grunt, żeby je mieć. Już snuję kolejne, żebym miała co zmieniać ;-) I już nawet się nie złoszczę, ani nie płaczę, ze złości, po prostu życie ma dla nas swój plan i chyba nie pozostaje nic innego, jak się dostosować.



PS Zapomniałam dodać, że spotkania musiałam przełożyć, jak również planowaną rodzinną wycieczkę do Wrocławia również ;-) Nie mniej jednak, optymistycznie na sprawę patrząc, tylu rzeczy nie zrobiłam, że przynajmniej dzięki temu mam co dalej planować ;-)


No a tak już na koniec coś, co jednak udało mi się zrobić - Przepiśnik. Optymistyczny, w letnim klimacie, tak na osłodę. A co mi tam... 

 

11 komentarzy:

  1. Ano, tak to już jest - im więcej planów, ba - im bardziej szczegółowe, tym łatwiej nawet drobiazgi mogą wszystko zrujnować. Grunt to optymizm - są przecież rzeczy ważne i ważniejsze, i trzeba umieć je odróżnić :)

    A przepiśnik śliczny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja podziwiając cudnej urody przepisnik dołączam do grona chorujących...a co jak szaleć to szaleć...:))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj życie czasem potrafi wywrócić nasze plany do góry nogami... najważniejsze to nie przejmowac się :)
    mam nadzieję ze choroba dzieci szybko minie i Ty będziesz mogła wreszcie zrealizować to co postanowiłaś :)

    a przepiśnik - cudny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, skąd ja to znam... właśnie miałam tydzień wyjęty z życiorysu po chirurgicznym usunięciu ósemki i dodatkowo zapalenie ucha u dziecka - koszmarny tydzień. Ale teraz to już powinno być lepiej :)
    Przepiśnik cudny, lekki, pastelowy, do schrupania :)
    Pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń
  5. no to widzę, że z życiowymi niespodziankami nie jestem sama :-) no i cieszę się, że przepiśnik się podoba :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepiśnik fenomenalny:)) Życzę zdrowia wszystkim zachorzałym i pomyślnego planowania:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Ha, ha, uwielbiam takie poczucie humoru :) Przy dwójce maluchów plany są jedynie po to by je płynnie modyfikować;) Mam nadzieję, że chociaż posiedziałaś trochę w domku, a z tego co pamiętam - chore dzieci to śpiące dzieci i jakieś takie szczególnie rozczulające....

    OdpowiedzUsuń
  8. niestety, z siedzenia było mało, raczej latanie do pracy i grafiki dla osób opiekujących :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za wszystkie pozostawione u mnie komentarze! :-)